Samoakceptacja jest trudnym pojęciem. Jest to konstrukt teoretyczny- więc jej rozumienie i zasięg bywa niejednolity.
Z jednej strony żyjemy w czasach, kiedy myląc ją z miłością zaleca się akceptację siebie w każdej możliwej wersji i postaci. Coraz częściej wbrew mechanizmom budulcowym zdrowej tożsamości i osobowości.
Zarazem jednak każdy zdaje sobie sprawę z faktu, że bark akceptacji samego siebie jest niekorzystny dla dobrostanu psychicznego. Jak bardzo trudno jest czasem poznać, zrozumieć i pokochać samego siebie wie większość młodych ludzi: radzących sobie z burzą hormonów, sprawdzających siebie w relacjach z innymi, poznających swoje zalety i wady, szukających swojego miejsca w świecie.
Do wielu paradoksów tego świata zalicza się ten, iż wielu klientów, którzy trafiają dobrowolnie do psychologa, terapeuty, a nawet psychiatry wykazuje mniej problemów ze sobą, niż ludzie przez których zostali w życiu źle potraktowani. Jeśli ktoś dobrowolnie udaje się do psychologa to wie, że ma jakiś problem, brak umiejętności, lub choćby wątpliwość do rozważenia. Wskazuje to zawsze na wgląd w siebie i pokorę. Osoba czuje jakiś dyskomfort, słabość, bądź brak ważnych umiejętności. Czasami problem z pokochaniem siebie, a zarazem zaakceptowaniem mają dobre, wrażliwe, dużo wymagające od siebie jednostki. Czasami za brakiem samoakceptacji stoi nieumiejętność wybaczenia innym, lub/i sobie. Ciężko też akceptować siebie jeśli człowiek nie doświadczył miłości. Postępowanie przeciw zasadom, jak jazda pod wpływem alkoholu, czy używanie narkotyków też wpływają na samoakceptację. Na szczęście przeważnie niekorzystnie.
Czy wtedy, gdy chwilowy brak zadowolenia z siebie motywuje do pracy nad sobą powinniśmy traktować taki stan jako problem- i za wszelką cenę sprzyjać wzrostowi samoakceptacji człowieka sobą zawiedzionego, czy jednak pierwsze dążyć do pożądanego przez niego kierunku? lub obiektywnie służącemu zdrowiu – jak w przypadku wybaczenia? Nie jest to łatwe. Często trzeba działać równolegle.
Ponieważ każdy człowiek jest inny, a im głębiej poznajemy i rozważamy jako psycholodzy nad czyimś życiem poznajemy wewnętrzne struktury Ja tej osoby, które umożliwiają dopiero oddzielenie tego co jest indywidualne, od zaszczepionych przez socjalizację, czy kulturę treści. Dochodzi do głosu nasuwające się również pytanie, czy bezwarunkowa samoakceptacja jest dobra, czy zła?
Samoakceptacja nie może być złudnie łączona z wysoką samooceną, a jeszcze gorzej z wysokim mniemaniem o sobie. Samoakceptacja powinna zawierać cząsteczki głębszej wiedzy o sobie.
Samoakceptacja łączy się z działaniem w zgodzie ze sobą, pomimo uwag, drwin, czy niesprawiedliwego oceniania przez innych. Ale nie powinna być ślepym zaufaniem do siebie, czy swobodą do mówienia i robienia wszystkiego na co przyjdzie ochota. Brak samoakceptacji gdy jest uzasadniony może być mobilizujący do działania, zmian, i znacznych osiągnięć.
Samoakceptację możemy rozpatrywać przynajmniej w oparciu o kilka wymiarów egzystencji:
- Wymiar społeczny- satysfakcję z miejsca na drabinie społecznej, i pełnionych ról społecznych,
- Wymiar cielesny- satysfakcję z własnego wyglądu,
- Wymiar poznawczy- satysfakcje w własnych możliwości i akceptację ograniczeń,
- Wymiar duchowy- satysfakcję ze stanu własnego sumienia, pracy nad swoim charakterem,
- Wymiar bytowy- satysfakcję z warunków życia, wynagrodzenia za wykonywaną pracę.
Samoakceptację w oparciu o wymienione wyżej wymiary podzieliłabym jako życie w zgodzie z własną przeszłością, teraźniejszością i przyszłością, byłaby to (samoakceptacja ogólna). Ale również jako adaptację do bieżących sytuacji (samoakceptacja okresowa).
Dla zdrowia istotna jest znacznie bardziej samoakceptacja ogólna. Obejmująca to jak ktoś kto odbiera siebie na przestrzeni swojego życia. Samoakceptacja ogólna będzie dotyczyła darzenia siebie szacunkiem, rozumieniem swoich potrzeb, i opinii, oraz swobodą by je wyrażać.
Samoakceptacja okresowa dotyczyłaby funkcjonowania w przeciągu ostatnich kilku miesięcy (Możemy być przecież sytuacyjnie mniej lub bardziej zadowoleni z siebie, w zależności od tego jak chwilowo egzystujemy, radzimy sobie ze stresem, frustracją, czy wywiązujemy się ze swoich obowiązków). Jakość samoakceptacji okresowej powinna być współmierna do przeżywanej sytuacji. Może regulować ją poczucie winy i zadowolenia z siebie. Samoakceptacja ta będzie obejmowała również pogodzenie się ze zmianą, lub stratą czegoś co było ważne- np. zdrowia, sprawności, umiejętności, zaufania do siebie.
Dla psychologa ważne jest, czy ktoś żyjąc w określony sposób odczuwa dłuższe i niezależne od zmian poczucie satysfakcji i radości z siebie w życiu. Które powinno być zachowane pomimo doświadczania lepszych, czy gorszych okoliczności zewnętrznych.
Samoakceptacja okresowa jest bardziej drogowskazem ,który przybliży nas lub oddali od zadowolenia z życia.
Niektórzy straciwszy coś osobistego, ważnego w życiu, lub popełniając wyraźny błąd nie mogą się z takim obrotem spraw pogodzić. Józef Stanisław Tischner wyraził to w jednym ważnym zdaniu: ,,bycie sobą nie może być tylko zbudowane na aktach bohaterstwa. Jestem sobą także w moim grzechu, w mojej skończoności, w mojej winie”.
Człowiek każdego dnia poszerza zasięg swoich doświadczeń (w tym błędów, i osiągnięć).
Akceptowanie samego siebie nie jest decyzją raz podjętą. Podlega ,,resetowi” za każdym razem gdy zrobimy coś obiektywnie niewłaściwego czy złego, lub stojącego wbrew naszym intencjom, czy zasadom.
Warto zastanowić się nad odniesieniem samoakceptacji do miłości własnej.
Miłość ma wiele definicji. W literaturze, filmach, rozprawach filozoficznych i podręcznikach psychologicznych bywa konstruktem, który nie tak łatwo osadza się w stałych ramach. Prawie każdy kochany lub/i kochający człowiek choć czuje jak smakuje miłość może mieć problem z ujęciem zasięgu doznawanych, odczuwanych treści, oraz sprecyzowaniem jej kształtu. ,,Czy miłość to radość i uniesienia, czy krzyż i poświęcenie? Czy jest to pragnienie uszczęśliwiania kogoś, czy wynikająca z troski krytyka. Miłość to akceptacja wyborów i zmian drugiego człowieka, czy doradzanie mu z troski, dla jego dobra. Miłość to egzekwowanie postawianych granic, czy miłosierdzie i gotowością do wybaczania potknięć? Miłość może mieć różne formy. Może mieć skrzywienia. Ważne jest więc rozsądne dawkowanie i dopasowywanie sposobu jej wyrażania, tak by nie zaprzeczyć jej istocie. Szczególnie ważna jest miłość do samego siebie -ponieważ tylko i wyłącznie ktoś kto darzy miłością siebie będzie w stanie pokochać zdrowo drugą osobę. Niezależnie czy jest to partner, czy własne dziecko.
Miłość by zachowała swoją istotę powinna być bezwarunkowa, ale i wymagająca.
Akceptacja nie musi. I w tym tkwi pewne niebezpieczeństwo. Warto zwrócić uwagę, że ciężko jest też kochać siebie bez samoakceptacji, ale jest to możliwe.
Miłość i akceptacja siebie to więc -dwie różne, ale uzupełniające się rzeczy.
Kolejnym punktem jest rozeznanie kiedy brak samoakceptacji jest szkodliwy?
Chroniczny brak samoakceptacji zawsze jest szkodliwy. Buduje on człowieka nieszczęśliwego, z niskim poczuciem własnej wartości i sprawczości. Postrzeganie własnej osoby, oraz położenia życiowego tylko w negatywnym świetle sprzyja powstawaniu zaburzeń depresyjnych, a w skrajnych przypadkach może doprowadzić do samobójstwa.
Są obszary w których samoakceptacja może okazać się ważnym zadaniem, na przykład:
- doświadczenie kalectwa lub niepełnosprawności,
- doświadczenie choroby,
- popełnienie znaczącego błędu/błędów,
- niemożność sprostania oczekiwaniom innych,
- poczucie winy,
- bycie ofiarą mobbingu,
- niesatysfakcjonujący wygląd,
- u pacjentów nerwicowych,
- u osób z tendencjami do perfekcjonizmu,
- u ofiar wykorzystania, bądź nadużycia seksualnego,
- po nadużyciach emocjonalnych i psychicznych.
Człowiek miotany trudnymi emocjami: żalem, cierpieniem, złością, próbą zemsty, obwinianiem, krytykowaniem siebie itp. potrzebuje zdrowego wsparcia emocjonalnego, wysłuchania, nieoceniania, szczerej próby zrozumienia jego uczuć i przeżywanej sytuacji.
Jest jednak kilka wyjątków, kiedy samoakceptacja siebie może być toksyczna i niebezpieczna:
By je uchwycić wystarczy odpowiedzieć sobie na pytanie: ,,Czy samoakceptacja człowieka opętanego, chorego psychicznie, lub chorobliwie ogarniętego ideą, jest zdrowa?
Czy taka samoakceptacja jest dobra dla człowieka zniewolonego chociażby uzależnieniem?
Czy samoakceptacja psychopaty nie odczuwającego wyrzutów sumienia jest słuszna?
Czy zaakceptujemy samoakceptację guru sekty, który wykorzystuje pogubionych ludzi?
Czy samoakceptacja ludzi żyjących płytko i egoistycznie- jest dla nich samych dobra?
Ponadto, ponieważ żyjemy w czasach rozmywania granic, i zacierania tego co do tej pory było średnią statystyczną (czyli normalności) musimy zadawać sobie proste, ale istotne pytania.
Czy dobrze jest aby pedofil akceptując siebie dał sobie przyzwolenie. Czy anorektyczka, która czuje się wyjątkowa przez własną chorobę, mogła zostać pozostawiona sama sobie? Czy jeśli stwierdzę że w obrabowywaniu banków nie ma nic złego, i będzie to spójne z moją samoakceptacją to czy mogę to robić?
Abstrahując od podanych wyrazistych przykładów, należy się odnieść do sytuacji kiedy ktoś czuje podskórnie, że nie żyje w taki sposób, oraz na takim poziomie, na jaki pozwalają mu jego możliwości: intelektu, wrażliwości, poznanych wartości. Wraca i dochodzi do niego jak bumerang, że potrzebuje od życia czegoś więcej niż to co posiada i czym się otacza. Lady Gaga i Bradley Cooper właśnie przykład takiej tęsknoty przedstawili w popularnym utworze ,,Shallow”.
Człowiek ma osobowość ukształtowaną na bazie socjalizacji, własnych doświadczeń, ale także wrodzonego temperamentu, i charakteru, który jest świadomą pracą nad tymi że zdeterminowanymi genetycznie cechami. Ogólnie ,,nadawana” w trakcie życia już po narodzinach jest tożsamość. Bywa co jakiś czas poddawana rewizji (czyli zmianom i modyfikacjom). Zawiera w sobie kilka części, które mogą, ale nie muszą być rozwiniętymi elementami jej całości. Tożsamość może być narodowa, jednostkowa, zawodowa, religijna, związana z rolą społeczną, rodzinną, itd.
Nad niektórymi zbiorami cech własnych możemy pracować, ale inne musimy zaakceptować, lub co jest bardzo ważne nauczyć się je szlifować. Martin Seligman w swojej książce ,,Co możesz zmienić, a czego nie możesz” przedstawia podział i zakres takich aspektów człowieka.
Osobowość dojrzała powinna być względnie trwała. Wszelakie zawirowania, zachwiania, w jej obrębie mogą być reakcją na trudne doświadczenia, uzależnienia, lub znaczące rozwojowo okresy. Jeśli tworzy się sztywny wzorzec zachowania, myślenia, reagowania, lub ich dezintegracja mówimy o zaburzeniach osobowości. I je już powinno się leczyć. Najskuteczniejszą metodą jak podają liczne badania naukowe- w ich przypadku jest systematyczna terapia psychologiczna.
Czasem też zdrowa osobowość, oceniająca trafnie własne możliwości, może mieć problem z zaakceptowaniem tego kim jest, oraz jakie ma ograniczenia i zasoby. Wówczas jest to bardzo ważne by taką ,,drzazgę własną” zabierającą człowiekowi radość z życia pomóc odnaleźć i usunąć. Wiele prawdy jest zawartej w słowach Eckharta Tolle ,,Jeśli dojdziesz do ładu z własnym wnętrzem, wówczas to co zewnętrzne, samo się ułoży. Rzeczywistość pierwotna tkwi wewnątrz, a zewnętrzna jest wobec niej wtórna”.
Niewątpliwie to prawda, że ,,częścią procesu rozwijania w sobie samoakceptacji jest uwolnienie się od opinii innych ludzi” Louise L. Hay”. Lecz tutaj również należy pamiętać o ograniczeniach własnej percepcji, która w różnych sytuacjach może zawieść. I zdawać sobie sprawę, że przekonanie o swej nieomylności, związane jest już z mniemaniem- opinią na swój własny temat, bądź narcystycznym zaburzeniem osobowości. Pamiętajmy, że nie jest to samoakceptacja. Zbyt zawyżona, lub zaniżona ocena siebie i własnych możliwości jest niesłużącym naszemu dobru zjawiskiem. W jednym i drugim przypadku łatwo zaniechać, bądź przekroczyć próg własnych możliwości bezwiednie działając na szkodę własną lub innych. Człowiek jest istotą społeczną, wchodzącą nieustannie w interakcje ze światem i powinien czasem chcieć uzyskać informacje zwrotne o tym jak jest postrzegany.
Kolejnym ważnym pytaniem jest: ,,Czy jestem w stanie zaakceptować taki stan funkcjonowania, który ma miejsce w moim życiu?
Piramida potrzeb rozwoju Abrahama Maslowa z zwraca uwagę na poziomy aktywowania własnego miejsca w świecie i nadania znaczenia własnemu losowi. Wersja ukończona -i ostateczna z 1970 r. wraz z pełnią rozwoju życiowego autora przedstawia 8 pułapów. Warto się z nią zapoznać. Warto zastanowić się dlaczego potrzeby wyższego rzędu są niewygodne i odcinane w wszechobecnych opracowaniach, skoro autor pogłębiając własny rozwój zakończył swój przekaz w bogatszej formie.
Spłycając proces rozwoju możliwości człowieka obecna kultura ogranicza go do poziomu samorealizacji. Który mówi o rozwijaniu swoich zainteresowań, spełnianiu marzeń, zdobywaniu osiągnięć, i kreowaniu życia tak jak chcielibyśmy aby wyglądało.
Niebezpieczne jest uznanie tego za szczyt z kilku powodów. Wyobraźmy sobie co by się stało, gdyby od jutra każdy człowiek zajął się realizowaniem swoich zainteresowań i swoich pasji poświęcając się temu bez reszty uznawszy je za szczyt. Inne odniesienie dotyczy ludzi chorujących, niepełnosprawnych; takich też którzy doświadczają życiowych problemów i osobistych tragedii. Jeśli z uwagi na ograniczenia nie realizują siebie, tak jak gdyby chcieli to czy nie ulegają rozwojowi? Prawdą jest że w cierpieniu i zdrowo radząc sobie z problemami wzrastają jeszcze bardziej. Większość ludzi wolałaby posłuchać człowieka który przeżył trudy w swoim życiu i dał sobie radę, niż kolejnego realizujące siebie egoistę.
Jest różnica jeśli ktoś świadomie chce pozostać na niższych warstwach tej obrazującej proces rozwoju potencjału człowieka piramidy. I wtedy należy to uszanować.
Ale inaczej trzeba ustosunkować się w sytuacji, kiedy ktoś nie do końca zdaje sobie sprawę że tkwi w określonych schematach, które go ograniczają. Są osoby, które przychodzą i mówią wprost ,,chcę czegoś więcej” w moim życiu, ale nie wiem jak mam się już teraz zmienić, czy dam radę, czy inni zaakceptują mnie po takiej zmianie?”, ,,Żyłem za płytko” , ,,Popełniłem błędy”, ,,Inwestowałem czas i energię w coś co nie miało większego sensu i znaczenia”. Warto pamiętać, że nigdy nie jest za późno na zmianę wewnętrzną i osobistą. A ona może być kluczowa w całej egzystencji. Warto też zauważyć, iż jeśli wspomniana już piosenka Lady Gagi i Bradle'ya Coopera otrzymała Oskara, a także nagrodę Złoty Glob w kategorii najlepsza piosenka w 2019 roku wskazuje to na globalną wewnętrzną potrzebę rozwijania i poszukiwania czegoś więcej w sobie niż potrzeby zdobywania, posiadania, pokazywania, wyrażania własnej oryginalności i samorealizacji. Ludzie choć próbuje im się na drodze wszechobecnej manipulacji sprzedać każdy produkt, i każą treść, nie są w stanie skutecznie zagłuszyć wewnętrznych regulatorów zachowań moralnych, czyli sumienia.
Pojęcie samoakceptacji możemy rozpatrywać przez pryzmat różnych punktów odniesienia.
Zostały one przedstawione w opracowaniu. Dobrym poradnikiem wspomagającym praktykę samoakceptacji jest ,, 6 filarów poczucia własnej wartości” w koncepcji Nathaniela Brandena.
Opracowanie: mgr Monika Wawrzaszek-Figiela